Jesienny wypad do Holandii (i Francji), Wissant 2009


Znudzeni jesienno-bezwietrzną Polską pogodą, nie mogliśmy już dużej siedzieć w domu.  Nareszcie pojawiła się długo oczekiwana szansa popływania. Początkowo mieliśmy pływać tylko i wyłącznie na terenie Holandii, plany się nieco zmieniły. Czy było warto szukać czegoś lepszego…

Holandia to niewielkie państwo oddalone od Polski o ok. 800 km (z Łodzi jest ok. 1300 km na spot w Brouwerdsam), położone w centralnej części europy nad Morzem Północnym. Szczerze mówiąc nie wiem czemu windsurfing nie jest tam sportem narodowym, bądź nie widnieje deska na fladze kraju. Jest tam nieskończona liczba jezior, wysp i innych miejsc nadających się do uprawiania windsurfingu. Wiatr wieje tu prawie zawsze, często bardzo silny. To tylko parę z wielu pozytywnych cech tego miejsca.
Nas interesował szczególnie wiatr i fala. Łącznie wybraliśmy się w 3 osoby – Darek, Leszek i ja. Spędziliśmy w tej części Europy 6 dni, przez które codziennie można było pływać na małych żaglach, prócz jednego dnia we Francji, kiedy wiatr był nieco słabszy. Ja nie założyłem większego żagla niż 5.0, a najmniejszym był 3.3, czyli całkiem nieźle.
Wyjechaliśmy w czwartek na wieczór, w piątek rano byliśmy już na spocie w Ouddorp, koło latarni. Jest to niewielki kawałek lądu wcinającego się w morze. Położony na północny zachód od Brouwerdsam (słynnego spotu Freestyle, oddalony o ok. 5 km) i południowy zachód od Rotterdamu. Łatwo rozpoznać ten spot po latarni morskiej którą dobrze widać od strony morza w Brouwerdsam. Spot ten dobrze pracuje przy kierunkach SW, W, NW, N, NE, E. My trafiliśmy na kierunki południowo zachodnie. Jest to świetna opcja pod warunkiem, że mocno wieje. Ciekawym zjawiskiem jest sporej wielkości łacha piasku, która pojawia się podczas odpływu. Przy kierunkach zachodnich, zawsze wiatr będzie wiał pod falę co stwarza świetne warunki do wave sailingu. Fala przy ok. 5 bofortach potrafi sięgać już metra, szczególnie przy kierunkach zachodnich bądź delikatnie północno-zachodnich. Przy kierunkach zachodnich z falą płynie się mając prawą rękę z przodu. Niewielką wadą tego spotu jest to że auto zostawia się dość daleko od plaży i sprzęt trzeba nieść przez ok. 250m po asfaltowej drodze.

dsc_0865

W Piątek pływaliśmy na żaglach ok. 5.0, natomiast w sobotę, szczególnie po południu, było czasami za dużo na 4.0. Trafiliśmy na idealne warunki na Ouddorp, człowiek w takich chwilach czuł że żyje. Pływaliśmy do zachodu słońca, sprzęt musieliśmy roztaklowywać w nocy (która rozpoczynała się dopiero około godziny 18.00). To był wspaniały dzień, przy wspaniałym wietrze i fali. Mało jest miejsc na świecie w których tak dobrze można sobie pojeździć na fali. Ouddorp to miejsce warte ponownego odwiedzenia.
Tego samego dnia, w sobotę udało nam się spotkać z teamowym kolegą Wojtkiem (Voltek). Wspólne pływanie to była sama przyjemność. Wojtek zdradził nam tajemnicę kilku dobrze preferujących spotów. Niedaleko Ouddorp mieści się spot o nazwie De Slufter. Jest położony na północny wschód od Ouddorp. Osobiście nie pływałem tam, ale sądząc po paru filmikach na youtube, fala może się tworzyć całkiem pokaźna.
Dowiedzieliśmy się również o słynnym w tutejszych terenach spocie o nazwie Wissant, który mieści się we Francji, do którego mieliśmy nie całe 300km. Szybko zajrzeliśmy na prognozy, okazało się że Wissant przez najbliższych parę dni będzie bardziej nawietrzny niż Brouwerdsam. Postanowiliśmy odwiedzić to piękne miejsce. Wyjechaliśmy w sobotę na wieczór, na spocie byliśmy około północy.

To było dopiero zdziwienie gdy prawie przy zerowej widoczności, w nocy, na prostej drodze w centrum małego miasteczka o nazwie Framezelle, przed nami ukazało się morze. Żeby to jeszcze na drodze widniały jakieś barierki ostrzegawcze! Droga prowadziła wprost do morza, to się nazywa zaskoczenie. Przespaliśmy tę nockę nieopodal tego miasteczka.

dsc_0887

Rano rozpoczęliśmy poszukiwanie spotu. Czasami jeździliśmy za autami które miały deski na dachu, czasami szukaliśmy czegoś na tzw. czuja. Wissant po pewnym czasie odnaleźliśmy, a pomógł nam w tym pewien lokalny windsurfer, który na boku samochodu miał napis znanej firmy produkującej deski. Do samej miejscowości dojeżdża się prosto, gorzej z wąskimi ulicami w centrum. Kierując się w stronę wody, powinniście trafić.

dsc03962

dsc_0599

Po odnalezieniu głównego spotu pojechaliśmy do miejscowości Audresselles. Wiatr z rana był jeszcze bardzo mocny i w tej miejscowości wiał prosto w twarz. Ze względu na dość dużą ilość skał tu raczej się nie pływa.

dsc_0694

O wiele lepiej wygląda miejscowość Ambletause, a właściwie jej obrzeża na południu. Nie mieliśmy okazji tam pływać, ale w razie odkręcenia wiatru od południa jest to ciekawa opcja. Plaża piaszczysto-żwirowa, dość łagodne zejście i w razie awarii bezpieczne lądowanie. Tutaj mały trójkącik funbordzisty to nic strasznego, gorzej z większym, gdyż dalej mieszczą się niewielkie skały.

dsc_0696

Ze względu na bardzo ładny zamek na końcu plaży, spot ten nazwaliśmy ambitnie Castle Bay (Dania ma swój Klitmoller Bunkers, Francja niech ma Castle Bay). Dalej na południe mieści się spot Wimereux. Jest tam mała piaszczysta plaża i wielkie miasto. W sezonie może być problem z zaparkowaniem i rozłożeniem sprzętów. Pływa się raczej przy odpływie, wtedy jest ładna piaszczysta plaża.

dsc_0701

Dalej na południe znaleźliśmy bardzo fajny spot w razie bardzo hardcorowych warunków. Mieści się on w centrum miejscowości Boulogne-sur-mer. Jest piaszczysta plaża, mała falka i pływać można gdy wiatr wieje z kierunków zachodnich, północnych i  wschodnich. Pływa się w porcie, gdzie olbrzymie wały zasłaniają falę przybojową, uważać jedynie trzeba na przepływające statki, one się nie zatrzymują. Niedziela minęła nam na szukaniu spotów, w sumie to nawet i dobrze, można było wypocząć na następny dzień, bo prognoza była bardzo dobra.
Poniedziałek okazał się być bardzo wietrzny, jednak jak się później okazało, był to bardzo łagodny dzień w Wissant. Wiatr wiał z siła 6-7 bofortów z kierunków SW i po południu W. Niestety pod koniec dnia wielka fala zmieliła mój zestaw i trochę pogruchotała deskę. Dobrze że szybko wróciłem do brzegu i większych szkód nie doznała. Mimo wszystko był to świetny dzionek do szlifowania umiejętności.

dsc_0911

Następny dzień, czyli wtorek był bardzo podobny, jedynie wiało trochę słabiej, w granicach 5 bofortów z zachodu. Pływaliśmy do zachodu słońca, jednak wiatr zaczął się rozwiewać trochę później. Okazało się że największe podmuchy przechodziły w nocy. Przez co fala następnego dnia była olbrzymia. W środę wziąłem 4.0 i całe szczęście trafiłem w dziesiątkę. Przejście przyboju bez nóg w strapach i półślizgu było nie możliwe. Wiatr dochodził do 8 bofortów, jednak fala była tak wielka że większość windsurferów zdecydowała się wyłącznie na oglądanie jej. Normalką było robienie bardzo długich trójkątów, a maszty łamały się jak wykałaczki na tych falach. Zrobiłem ok. 3 halsów i postanowiliśmy więcej dziś na Wissant nie wypływać, gdyż szkoda było zniszczyć cały sprzęt (prędzej czy później to by się stało, to było nieuniknione w tych warunkach). Mało kto tego dnia przeszedł przybój, nie wspominając o jakiś trickach.

dsc_0738

Godzina była jeszcze wczesna, tak więc postanowiliśmy że wracamy do Holandii i wcale nie była to zła decyzja. Podjechaliśmy na betonową wydmę, jest to spot położony od strony morza w Browerdsam. Fala jest tam raczej mała ok. 1 metra, jednak wiatr był bardzo silny. Pływaliśmy znowu do wieczora, ja nie założyłem większego żagla niż 3.3. Spokojnie tego dnia porywy mogły dochodzić do 90 km/h. Jest to dobry spot do ćwiczenia Forward loop’ów, fala jest dość stroma z której łatwo można się wybić.
Ostatniego dnia naszego pobytu, czyli w czwartek postanowiliśmy popływać trochę na płaskiej wodzie. W tym celu pojechaliśmy do Brouwerdsam do tzw. „Klubu Myszki Miki”. Jest to spot położony na lokalnym polderze, który odgrodzony został od fal maleńkim usypanym pasem kamieni. Był to czas przypomnienia sobie paru tricków freestyle’owych. Nie zabrałem ze sobą deski Freestyle, na szczęście Darek pożyczył mi swoją Freewave i mogłem się trochę pobawić.

dsc04020

Podsumowując, Holandia to świetne miejsce do uprawiania windsurfingu, tak samo jak północ Francji. Na razie nie miałem jeszcze przyjemności popływać na typowo wawe’owych spotach Holandii, na takich gdzie można by było poćwiczyć akrobacje powietrzne. Mieszczą się one głównie na północy Holandii (bardzo dobre opinie słyszałem o Wijk aan zee). Wissant spodobało mi się szczególnie, coś czuję że ten spot ma wielki potencjał i mam nadzieję, że jeszcze nie raz tam zawitam. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że w promieniu paruset kilometrów mamy najlepsze na świecie spoty Wave (z różnym poziomem trudności) i Freestyle. Temperatura powietrza wahała się od 10 do 15 °C. Woda miała podobną temperaturę. W nocy było tak samo ciepło jak w dzień. Jedzenie w Holandii jest nieco droższe niż we Francji, gdzie zaopatrywać się można w supermarketach (których próżno szukać w Holandii). Porównywalnie jednak ceny podobne są do polskich. Paliwo najtańsze jest w Belgii, a najdroższe we Francji i Niemczech.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *